+4
Garuda88 13 stycznia 2015 18:08
Wycieczka na Saonę oderwała mnie od rzeczywistości. Tak pięknej wody, białego piasku na plaży i nieograniczonego rumu nie widziałem nigdzie i nigdy, ale po kolei...

Etap 1 - Wycieczka rozpoczęła się przed hotelem, w którym nocowaliśmy. Dzień wcześniej wykupiliśmy wycieczki po 90$/osoba. O godzinie 7:30 przyjechał po nas bus, który dowiózł nas do punktu, w którym spotkać mieliśmy się z resztą grupy. Tam przesiedliśmy się do większego autobusu i ruszyliśmy w kierunku Bayahibe, gdzie czekał na nas katamaran.

Etap 2 - Podczas drogi do portu zatrzymaliśmy się w sklepie z pamiątkami, gdzie poczęstowano nas drinkiem mamajuana. Ponadto, każdy mógł zakupić typowo dominikańskie prezenty (niestety, ceny nie były atrakcyjne).

Etap 3 - Po przybyciu do portu przeszliśmy na plażę, gdzie stały motorówki. Najpierw zmuszeni zostaliśmy do zrobienia "darmowego" zdjęcia, a następnie przetransportowano nas na katamaran. Po wejściu na naszą łódź rozpoczęła się prawdziwa impreza. Rum, rum, rum, muzyka, tańce, sesje zdjęciowe. Wszystko to tworzyło prawdziwie wakacyjny nastrój. Na dodatek otaczająca nas woda robiła się co raz bardziej krystaliczna. Katamaran płynął ponad godzinę nim zeszliśmy na ląd.















Etap 4 - wiele już widziałem, ale to co zaprezentowała mi Saona wydawało się pięknym, nieprawdziwym snem. Połączenie lazurowej wody z długą plażą, posiadającą biały piasek i rosnące na niej palmy. Czegoś takiego w Europie się nie doświadczy. Przy czymś tak pięknym ciężko było się w ogóle wysłowić. Trwaj chwilo myślałem. Po zejściu na brzeg czekał już przygotowany dla nas lunch, na który składały się dania z makaronu, ryżu, dwóch rodzajów mięs oraz spaghetti z owocami morza, sałatki z ogórków i pomidorów, a na deser melony i ananas. Do picia podano oczywiście rum oraz owocowy poncz. Po obiedzie mieliśmy ok. 3h wolnego czasu na rajskiej wyspie. Nie zastanawiając się długo, znaleźliśmy leżaki, a następnie wskoczyliśmy do wody. Resztę czasu spędziliśmy chodząc po plaży i obserwując otaczające nas piękno.

































Etap 5 - W okolicach godziny 15 popłynęliśmy szybkimi motorówkami do naturalnych basenów, gdzie woda była jeszcze czystsza niż przy plaży. Na dodatek kilkadziesiąt metrów od brzegu było wciąż płytko. Najbardziej z tego miejsca zapamiętam jednak liczne rozgwiazdy, które można było oglądać na dnie morza.









Etap 6 - Powrót do portu odbył się przy pomocy szybkich motorówek, co znacznie skróciło czas podróży. Następnie autokarem zostaliśmy odwiezieni pod drzwi hotelu, do którego dotarliśmy ok. 18:30.

Relację z moich pozostałych dni na Dominikanie można przeczytać pod adresem: http://latambolubie.blogspot.com/search/label/Dominikana

Dodaj Komentarz

Komentarze (4)

jollka 16 stycznia 2015 18:35 Odpowiedz
Piękne widoki!
bluev 16 stycznia 2015 21:29 Odpowiedz
Witam, Dzięki temu wpisowi weszłam na "LatamBoLubię!" - polecam. Choć tylko część przeczytałam, muszę spadać..., ale wciąga:) Lepsza relacja niż ten wycinek, sorry. Skończyłam na przygodach w tej podróży na Dominikanie, w weekend nadrobię jeśli będzie czas. I Dominikanę, i resztę. Bardzo fajnie się czyta. tylko teraz mnie denerwujesz:P;), bo czekam na kolejną podróż, a ten klimat mnie wkurza [zmarznięte rączki]. Zazdrość i tyle. Dzięki za rozmarzenie po przeczytaniu bloga:) Pozdrawiam Ps.: Mąż ma przes...ne, jak się rozmarzę - hehe też dziękówka zatem od Niego;)
garuda88 16 stycznia 2015 22:08 Odpowiedz
Dzięki za miłe słowa dotyczące wpisu i relacji (kopia nigdy nie może być lepsza od oryginału) :) Cieszę się, że mój skromny blog Cię nie nudzi i zachęcam do dalszego czytania. Jednocześnie przepraszam za to, że jestem powodem Twoich nerwów :p Nieustającego rozmarzania się życzę ;)
kia_80 17 stycznia 2015 09:58 Odpowiedz
Też tam chcę. I podpisuję się pod Twoim mottem na blogu "Istnieje coś takiego jak zarażenie podróżą i jest to rodzaj choroby w gruncie rzeczy nieuleczalnej". R. Kapuściński Mam tylko nadzieję, że nikt nie wymyśli leku na tę przypadłość ;)